- Safety Assessment – tajemnicza nazwa, którą mało kto zna, a która dotyczy jednego z najbardziej istotnych stanowisk przy zgodności prawnej kosmetyków – skąd pomysł na takie zajęcie?
JFB: Rzeczywiście safety assessment jest ciągle jeszcze mało znanym zajęciem w branży kosmetycznej. O ile każdy wie czym zajmuje się technolog czy pracownik działu kontroli jakości, o tyle nie zawsze wiemy kim jest safety assessor. A przecież to jedno z najważniejszych i najbardziej odpowiedzialnych stanowisk w przemyśle kosmetycznym. Bez rzetelnej oceny bezpieczeństwa kosmetyk nie ma prawa trafić na rynek. Skąd pomysł na zajęcie safety assessmentem? Zawsze pasjonowała mnie nauka o kosmetykach, w szczególności aspekty chemiczne ich składników i recepturowanie. Już od liceum marzyłam o zawodzie w przemyśle kosmetycznym. W pracy uwielbiam się rozwijać i uczyć nowych rzeczy. I to właśnie daje mi safety assessment – możliwość ciągłego rozwoju, nauki o surowcach i innych składowych kosmetyku. Tutaj musisz uczyć się całe życie, ponieważ trzeba być na bieżąco ze zmianami w prawie kosmetycznym i z nowymi doniesieniami naukowymi, chociażby na temat toksykologii składników kosmetycznych. Analityczne myślenie też bardzo się przydaje, trzeba „przeskanować” kosmetyk pod każdym kątem: zgodności receptury z obowiązującym prawem, zanieczyszczeń w surowcach, wyników badań, treści etykiet czy rodzaju opakowania. I ostatni bardzo ważny aspekt tego zawodu to niezależność i możliwość pracy zdalnej. Bardzo to doceniam i cieszę się, że mogę pracować z dowolnego miejsca i o dowolnej porze.
2. Brzmi to fascynująco ale jakbyś mogła opowiedzieć czytelnikom czym tak naprawdę zajmuje się Safety Assessor
JFB: Najprościej rzecz ujmując safety assessor zajmuje się opracowywaniem raportów bezpieczeństwa produktów kosmetycznych. Każdy kosmetyk przed wdrożeniem na rynek musi mieć przeprowadzoną ocenę bezpieczeństwa w formie takiego raportu. Jest to wymagane przez Rozporządzenie 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 r. dotyczące produktów kosmetycznych. Na podstawie odpowiedniej dokumentacji od osoby odpowiedzialnej (najczęściej producenta), m.in. receptury i specyfikacji wyrobu, wyników badań produktu, treści etykiet, specyfikacji opakowań, kart technicznych i kart bezpieczeństwa surowców, safety assessor sporządza raport bezpieczeństwa. Taki raport zawiera wszelkie niezbędne dane na temat bezpieczeństwa kosmetyku, tj. profile toksykologiczne składników, możliwe działania niepożądane, obliczane jest również narażenie na działanie substancji oraz produktu. Na koniec, po takiej dogłębnej analizie, safety assessor wyciąga wniosek końcowy z oceny i stwierdza czy dany produkt kosmetyczny jest bezpieczny.
3. Jak praca takiej osoby przekłada się na same kosmetyki i to co kupują klienci?
JFB: Generalnie każdy kosmetyk, który trafia na rynek musi posiadać pozytywną ocenę bezpieczeństwa przeprowadzoną przez safety assessora. Jeżeli z jakiegoś powodu safety assessor stwierdzi, że produkt nie jest bezpieczny (bo np. zawiera za wysokie stężenie danego konserwantu, co jest niezgodne z Rozporządzeniem 1223/2009) to taki kosmetyk nie ma prawa trafić do sprzedaży. Innymi słowy safety assessor stoi na straży bezpieczeństwa kosmetyków, najważniejsze w tym wszystkim jest zapewnienie wysokiego poziomu ochrony konsumentów. Jeśli kosmetyk spełnia wymagania Rozporządzenia 1223/2009 i posiada raport bezpieczeństwa z pozytywną opinią od wykwalifikowanego safety assessora to możemy być spokojni o bezpieczeństwo takiego produktu.
4. Masz czasami wątpliwości co do kosmetyków, których prawo nie zabrania, ale skład może budzić wątpliwości?
JFB: Obecnie na szczęście jest coraz mniej takich „kwiatków’ na rynku. Mamy nadrzędny akt prawny w Europie – Rozporządzenie 1223/2009, do którego wszyscy producenci muszą dostosować swoje kosmetyki. Dodatkowo mamy polską Ustawę z dnia 4 października 2018 roku o produktach kosmetycznych, która opisuje m.in. system nadzoru nad produktami kosmetycznymi, w tym kompetencje Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Inspekcji Handlowej, oraz reguluje wysokości kar administracyjnych za niedostosowanie kosmetyków do poszczególnych aspektów prawa. To wszystko sprawia, że mamy naprawdę bezpieczne kosmetyki na rynku, także biorąc pod uwagę ich skład. Z uważnością patrzę natomiast na produkty kosmetyczne importowane z krajów trzecich, spoza Europy. Niestety, ale dość często w przypadku takich produktów zdarzają się poważne niezgodności, np. obecność substancji zakazanych, zbyt wysoka zawartość metali ciężkich, czy skażenia mikrobiologiczne.
5. Gdybyś mogła podać 5 rad/ wskazówek w zakresie kosmetyków co by to było?
JFB: Po pierwsze, mimo, że kocham naturę muszę to powiedzieć: nie zawsze to co naturalne jest dla nas bardziej bezpieczne. Weźmy na przykład naturalne olejki eteryczne. Pomimo naturalnego pochodzenia stanowią one źródło wielu alergenów, co jest nie bez znaczenia dla cer wrażliwych. Natomiast w przypadku syntetycznych kompozycji zapachowych znacznie łatwiej jest stworzyć takie „zapachy”, które nie zawierają alergenów lub jedynie ich ilości śladowe. Dlatego nie przekreślajmy słowa „Parfum” w składzie na rzecz „…Oil”.
Poza tym staram się zawsze pozytywnie patrzeć na poszczególne składniki, np. znienawidzony przez większość SLES, silikony czy parabeny. Często takie składniki o „złej sławie” są jednymi z najlepiej przebadanych substancji, o długiej historii bezpiecznego stosowania. Ponadto posiadają pozytywne opinie komitetów naukowych, nie są zakazane przez prawo i są po prostu bezpieczne.
Nie dajmy się też zwieźć niektórym chwytom marketingowym. Przykładowo, pisanie na etykiecie, że kosmetyk nie był testowany na zwierzętach nie powinien być stosowany. Po pierwsze w Europie mamy odgórny zakaz testowania produktów kosmetycznych i surowców na zwierzętach. Chwalenie się tym nie ma zatem sensu i dodatkowo wprowadza konsumentów w błąd, którzy myślą, że być może inne firmy poddają swoje produkty takim testom.
Osobiście uważam też, że im mniej składników na liście INCI tym lepiej. Im krótszy jest skład kosmetyku tym potencjalnie mniej interakcji może zachodzić między substancjami zawartymi w produkcie. A to z kolei może przekładać się na bezpieczeństwo produktu.
I na koniec – słuchajmy potrzeb swojej skóry. Jeśli mamy zdrową skórę, nie występuje u nas nadwrażliwość i alergie to nie ma sensu wyszukiwanie na siłę kosmetyków bezzapachowych, hipoalergicznych. I odwrotnie – jeśli cierpimy na trądzik, czy AZS, lepiej wybrać się do specjalisty dermatologa niż na własną rękę testować kosmetyki. Pamiętajmy, że kosmetyki to nie leki – mają za zadanie pielęgnować a nie leczyć.
Moim gościem wywiadu była Dr Joanna Fabrowska-Bala,
Cosmetic Safety Assessor. Właścicielka marki Cosmetics Care.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis